Wiadomo, że igła gubi się w stogu siana i potem weź jej szukaj… A co najczęściej gubi się w słomie? Dziś o budowie domu ze słomy i gliny z przymrużeniem oka.
Czego to my się naszukaliśmy podczas słomowania ścian czy też ocieplania dachu słomą! Częściowo z własnej winy. Odłoży się coś podczas roboty, za chwilę potrzebne jest coś innego, słoma w międzyczasie się sypie… A potem szukaj igły w stogu siana… różnych rzeczy w kupie słomy.
Gdy piszemy te słowa jest środek wakacji, jest trochę swobodniej. I tak też dziś chcemy opowiedzieć o budowie domu – na luzie i z dystansem. Dlatego zebraliśmy w jednym artykule przedmioty, które podczas prac ze słomą gubiły nam się najczęściej, o które najczęściej pytaliśmy: „Ej, a gdzie odłożyłaś/odłożyłeś x?”. Niektóre znaleziska nawet nas zaskoczyły!
Igły też lubią gubić się w słomie
„Szukać igły w stogu siana” – ten związek frazeologiczny znają wszyscy. Tymczasem igły gubią się także w słomie.
Nasza igła nie jest tak mała jak używane w krawiectwie. Ma jakiś metr długości i służy do przeszywania kostek słomy – dzielenia ich na dwie lub trzy mocno zbite, mniejsze pakiety. Spisywała się dzielnie, przy ciężkiej pracy się wygięła trochę, więc zaczęliśmy rzadziej z niej korzystać. Wtedy, mimo swoich rozmiarów, zapodziała się nam. Nie mogliśmy jej znaleźć przez kilka dobrych miesięcy.
Sznurki do słomy niemal jak słoma
Aby z kostki słomy stworzyć mniejszy pakiet, potrzebne jest coś do wiązania. Dwa sznurki na kostce rozcina się, od razu wykorzystuje na jeden pakiet, na kolejne trzeba zwykle go więcej. Dlatego wszystkie, które przypadkiem spadną z kostek, odkłada się do późniejszego wykorzystania No właśnie, odkłada… A potem w słomie i tak ich nie widać.
Najłatwiej dostrzec niebieskie sznurki, jednak nie mieliśmy ani jednej kostki nim związanej. Standardowym kolorem był biały. A takie jasne wiązanie już łatwo ukrywa się wśród źdźbeł słomy.
Skoro biały stanowił problem, zgadnijcie, co działo się z beżowymi sznurkami jutowymi…
Złote źdźbła, złote wkręty
Podczas słomowania łaty przykręcaliśmy wkrętami, potem – by kostki popracowały i dobrze ułożyły się w ścianie – je odkręcaliśmy. Na koniec wreszcie, tuż przed tynkowaniem, znów dokręcaliśmy te poziome łączniki pomiędzy słupami konstrukcji. Wkręty były używane i odkładane. I czasem gdzieś spadły – w słomę lub w trawę – i przepadały.
Jak z takim kolorem miałyby się nie ukryć?
Większe przybory bawiące się w chowanego
Gdy wznosi się dom z kostek słomy, ten materiał jest dosłownie wszędzie. Nic dziwnego, że także narzędzia bywały niekiedy trochę przysypane. Żaden podnośnik używany przy kompresji słomy, a zwłaszcza wajchy do nich, ani żadna wkrętarka nie były za duże, by na chwilę schować się gdzieś pod źdźbłami.
Na szczęście żadnego narzędzia nie zamurowaliśmy w słomianej ścianie. To znaczy chyba nie zamurowaliśmy…
Zwierzęta mogą się zaszyć
Psów i kotów nie gubiliśmy w słomie, chowały się tam same. W zasadzie wszystkie lubią urządzić sobie legowisko do spania w słomie.
Naszego staruszka psa zresztą w takich okolicznościach pewnej zimy poznaliśmy – był wtedy ranny, chory i bardzo zagłodzony. Na szczęście udało się mu pomóc i towarzyszy nam dzielnie czwarty rok. Słomę nadal lubi.
Kotka Czuszka za to bardzo swego czasu lubiła nam towarzyszyć podczas prac. Nie przeszkadzała jej nic a nic sypiąca się na nią słoma. Ani to, że za chwilę mieliśmy słomować tę przestrzeń, w której się układa.
Najdziwniejsze znaleziska w słomie
Skoro jesteśmy już przy zwierzętach, nie sposób nie wspomnieć o ich „zgubach”.
Słoma u nas się nie marnuje. Po ociepleniu ścian lub dachu zmiatamy ją o pakujemy do jutowych worków, a później wykorzystujemy do glinianych tynków. Ze źdźbłami trafiają tam czasem inne artefakty, przy których sznurki wydają się bardzo banalnym znaleziskiem.
Są nimi na przykład znalezione gdzieś na wsi lub w zagajnikach kości. Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, gdy pierwszy raz z tynku wydłubaliśmy kawałki psiego gryzaka.
To dzieło naszej młodej suni. Czia przyszła do nas, gdy była malutka. Zawsze miała co jeść, jednak wioskowy weteran Cząber nie omieszkał nauczyć ją, co czynić na wypadek braku pożywienia: smakołyki należy gdzieś na przyszłość zakopać. Najlepiej na piętrze, gdzie staruszek nie wchodzi. Po ukryciu skarbu pies tradycyjnie o nim zapomina.
Młot na niesforne kostki słomy
Podczas budowania ścian ze słomy używaliśmy jeszcze jednego, nietypowego narzędzia, które zasługuje na osobne odnotowaniu. Oto Młot.
Gdy jakaś kostka po kompresji za bardzo się ze ściany wychyla, jest właśnie nim traktowana. Wysiłek na tym etapie włożony w to, by było najprościej, jak się da, oszczędza pracy przy równaniu (lub zaokrąglaniu) ścian podczas kładzenia drugiej warstwy tynku glinianego.
Ten bardzo przydatny przybór nie przypadkiem tu trafił. Jakiś czas temu nam się zgubił, zapewne właśnie w słomie, i do dziś nie odnalazł. Czyżby była to zemsta kostek za ich ściskanie, dopychanie i klepanie?
O innych zgubach, jeśli jakieś były, już nie pamiętamy. Jeśli Wy też budujecie naturalnie w technologii strawbale, życzymy Wam jak najmniej rzeczy, które lubią gubić się w słomie. Pamiętajcie, źdźbła potrafią być niesforne i przebiegłe 😉
Polub Siedem wierzb na Facebooku lub dołącz do naszego newslettera. Dzięki temu nie przegapisz następnych wpisów o budowie domu ze słomy.