Centralnej Polsce grożą coraz częstsze i dotkliwsze susze. Jak oszczędzać wodę, która staje się dobrem deficytowym? Co można zrobić, by jej nie brakowało?
- Skierniewice muszą zacząć oszczędzać wodę
- Wszyscy mamy spory kłopot
- Pora naprawdę zacząć oszczędzać wodę
- 1. Wykorzystanie wody pitnej w WC
- 2. Branie prysznica lub kąpieli raz lub dwa razy dziennie
- 3. Podlewanie pitną wodą trawników
- 4. Wycinanie drzew
- 5. Betonowanie powierzchni
- 6. Niegromadzenie deszczówki
- 7. Osuszanie terenów podmokłych, mokradeł i bagien
- Jak jeszcze oszczędzać wodę dla siebie i przyszłych pokoleń?
Wskutek zmian klimatu Polska się wysusza. „Wygląda na to, że susze stają się stałym elementem polskiej rzeczywistości i będą się nasilać” – pisze Marcin Popkiewicz z Ziemi na rozdrożu. „Polska ma mało wód powierzchniowych. Studnie mogą zacząć trwale wysychać. To dzieje się już teraz” – ostrzega dr Maciej Lenartowicz z Wydziału Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Nie wierzycie?
Skierniewice muszą zacząć oszczędzać wodę
Dziewiątego czerwca 2019 roku media obiegła wiadomość: w Skierniewicach brakuje wody. W całej Polsce panują upały, ludzie zużywali za dużo wody i jej zabrakło. A przyczyną tego deficytu wcale nie jest złe zarządzanie tym zasobem przez miejską spółką odpowiedzialną za gospodarkę wodną. Nie mają czym zarządzać, bo tej wody po prostu nie ma w obiegu. Z pustego i Salomon nie naleje.
Prezes Wod-Kan Skierniewice Jacek Pełka nie owija w bawełnę: „Sytuacja się poprawi, gdy spadnie deszcz”. Ale czy miasto się go w najbliższych dniach doczeka? Prognozy nie są optymistyczne, końca upałów na razie nie widać. A to dopiero czerwiec – lipiec i sierpień, gdy zwykle doświadczamy wysokich temperatur powietrza, dopiero przed nami.
Wszyscy mamy spory kłopot
Jesteśmy właśnie świadkami drugiego bardzo suchego roku z rzędu. W 2018 roku suma opadów od marca do sierpnia wyniosła 248 mm. Dla porównania: w 2017 roku w tym samym wiosenno-letnim okresie spadło ponad 400 mm! Dla tego roku nie ma jeszcze danych, ale przynajmniej od marca do połowy czerwca nie było lepiej.
W trzecim i czwartym miesiącu roku nie padało prawie w ogóle. U nas może w dwa dni z sześćdziesięciu spadły 2 czy 3 mm. Tyle co nic. Kilka burz w maju nie nadrobiło powstałych braków. Odbiło się to m.in. ma cenach warzyw, na przykład pietruszki czy młodych ziemniaków, a także na jakości życia mieszkańców Skierniewic.
Niestety wskutek zmian klimatu takich suchych lat możemy mieć coraz więcej. Tymczasem nasz kraj już ma problemy z zasobami wody pitnej. Jesteśmy na przedostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o ich wielkość.
Pora naprawdę zacząć oszczędzać wodę
I nie chodzi już tylko o skierniewiczan. Wszyscy musimy zacząć oszczędzać wodę. Jak to zrobić? Mamy kilka sprawdzonych sposobów. Nie znajdziecie tu takich rad, jak: „zakręcaj kran, gdy szczotkujesz zęby”, bo to przecież oczywiste. Nie pora też już na takie banały. Mamy na sumieniu o wiele poważniejsze grzechy.
Przedstawiamy poradnik, jak skutecznie marnować w Polsce wodę, czyli 7 grzechów głównych w gospodarowaniu wodą. Bo po co mielibyśmy oszczędzać wodę? Nie mają wody? Niech piją wino! – pozwolę sobie sparafrazować pewną królową Francji…
1. Wykorzystanie wody pitnej w WC
W sytuacji, gdy tego dobra zaczyna brakować, zalewania kibelka 4 czy 6 litrami czystej wody to naprawdę głupota. Tę wodę naprawdę można by wykorzystać dużo lepiej niż do spuszczania ekskrementów rurą.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu załatwialiśmy to wszystko inaczej, chyba rozsądniej – wystarczało nam siedzisko, dół zasypywany wiórami. Sławojki (zawdzięczające swą nazwę ministrowi spraw wewnętrznych II RP, Felicjanowi Sławojowi Składkowskiemu, który chciał zaradzić brakowi higieny na polskiej wsi) upowszechniły się w dwudziestoleciu wojennym. Kanalizacja na znacznym obszarze kraju pojawiła się dużo, dużo później. W wielu krajach świata ludzie w toaletach wciąż radzą sobie bez cennej wody.
Snując tę opowieść, nie proponujemy, by wrócić do wychodków. Chcemy po prostu pokazać, że da się inaczej – można sensowniej wykorzystywać wodę.
Jak nie zlewać czystej wody do toalety?
Do zalewania kibelka nie trzeba wykorzystywać czystej wody, wystarczy do tego woda szara – po zmywaniu czy po kąpieli.
Można w tym celu zainstalować pod umywalką czy wanną specjalne zbiorniki na wodę szarą. Jeśli pojemnik będzie na tej samej wysokości, co zbiornik nad muszlą klozetową, lub niżej, przyda się jeszcze urządzenie do przepompowywania tej wody. Nie wszyscy jednak mają miejsce czy pieniądze na takie instalacje. Na szczęście można jeszcze prościej.
Po kąpieli wystarczy nie spuszczać od razu całej wody, a nabierać ją wiaderkami i zlewać nią WC. Można też wpierw wykorzystać ją jeszcze do mycia podłogi – bo czemu nie? To żaden wstyd nie marnować wody, to wyraz rozsądku i odpowiedzialności.
Warto w tym miejscu rozprawić się z jednym mitem: wskutek wykorzystania wody szarej ani wanny, ani muszli klozetowej wcale nie trzeba myć częściej niż zwykle. Taki obieg wody szarej wypróbował i praktykuje m.in. dr Wojciech Szymalski, prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju, praktykujemy i my. Szamba o pojemności 8 m3 nie jesteśmy w stanie wypełnić przez ponad pół roku.
2. Branie prysznica lub kąpieli raz lub dwa razy dziennie
Częste mycie skraca życie – pamiętacie to powiedzenie? Nie namawiamy do bycia flejtuchami, ale wszystko wskazuje na to, że codzienne prysznice to jednak trochę za dużo. I ze względu na marnowaną wodę, i… Wasze zdrowie. Zacznijmy od tego drugiego.
Podczas ciepłego prysznica czy długiej kąpieli zmywamy ze swojego ciała pożyteczne mikroorganizmy, co wcale nam nie służy. Niszczymy też naszą warstwę ochronną – płaszcz lipidowo-tłuszczowy. Jesteśmy przez to bardziej wrażliwi na grzyby, wirusy, bakterie. Prowadzi to też do alergii i osłabia odporność.
Jak nie przelewać wody z kąpielą?
Czy to znaczy, że mamy przestać się myć? Nie! Ale warto zastanowić się, czy wskakiwanie codziennie (a w Stanach zwyczajowo dwa razy dziennie) pod prysznic w naszym przypadku to naprawdę konieczność. Gdy jesteśmy przepoceni i całkowicie umorusani, nikt nie zabrania nam się myć. Jednak w wiele dni w roku wystarczy umycie rąk, twarzy, pachwin, dbanie o higienę intymną.
Warto też postawić na szybki prysznic zamiast kąpieli, a w słuchawce prysznicowej zamontować perlator (w kranach zresztą też) i zamiast 10 litrów na minutę lać 2–4 litry. Mniejszy przepływ wody nie zmniejsza komfortu mycia i jest naprawdę niezauważalny, póki nie chcemy napełnić jakiegoś garnka.
Aha, to, że jesteśmy na wakacjach i bierzemy prysznic w hotelu, nie oznacza automatycznie, że możemy sobie pozwolić na dwa, trzy czy nawet cztery razy dłuższe mycie się. Woda to woda – niezależnie od tego, czy korzystamy z niej w domu, czy na wyjeździe. Mieszkańcy ośrodków turystycznych podziękują nam za to, że w sezonie letnim nie spada im znacząco ciśnienie wody w kranie.
3. Podlewanie pitną wodą trawników
Żeby trawa była zielona, trzeba jej dostarczać wody. Czasem bardzo dużo wody. Ale naprawdę trzeba na nią wylewać wodę pitną? Trawnik jest ważniejszy niż osoby, którym przez to jej zabraknie?
Częste koszenie nie daje szans innym roślinom, ale – co najważniejsze w temacie tego artykułu – trawa nie jest dobra w zatrzymywaniu deszczówki w krajobrazie. Woda paruje bądź spływa z nawozami do rzek i dalej. Obsuszamy ziemię coraz bardziej.
Co zamiast trawnika?
Łąki kwietne, ogrody deszczowe (o nich więcej poniżej, w części o deszczówce) czy obrośnięte roślinnością, zatrzymujące wodę małe niecki i zbiorniki retencyjne albo po prostu to, co natura sama wymyśli – wszystko z florą dostosowaną lepiej do okresów suszy bądź do czasowego zalewania niż trawa. Będzie nie tylko mniej monotonnie, lecz także bardziej kolorowo, po prostu ładniej. Wskazówki, jak przyjaźnie dla środowiska i klimatu kształtować swój ogród, znaleźć możecie między innymi w dostępnych za darmo broszurach Fundacji Sendzimira.
Oszczędność wody i przywrócenie różnorodności (monokultura nigdy nie jest dobra) – to nie wszystko, co zyskamy, rezygnując z trawników wszędzie wokół. Trawnik potrzebuje nawożenia. Dodawanie do niego różnych substancji niszczy glebę. Co więcej, azotany sypane gdzie popadnie, spływają rzeczkami i rzekami do i tak już słabo trzymającego się Bałtyku i dodatkowo go zatruwają.
Rezygnując z częstego koszenia trawników, nie będziemy też truli siebie i najbliższych sąsiadów. Jeśli odrzucimy kosiarki spalinowe czy elektryczne (prąd mamy z węgla, to nie jest zbyt czysty i zdrowy sposób pozyskiwania energii) i dwa razy w roku zdecydujemy się na odrobinę gimnastyki z kosą tradycyjną, będziemy zdrowsi. Warto wdychać te wszystkie spaliny, zatruwać nimi glebę, gdy można mieć zielono bez tego i bez marnowania coraz cenniejszej wody na trawnik? I naprawdę lubicie to brzęczenie kosiarek trwające od rana do nocy w soboty, a czasem nawet w niedziele, przy którym nie da się odpocząć normalnie odpocząć po pracy?
4. Wycinanie drzew
Wycinanie, skazywanie ich na zagładę w miastach – przy pełnych spalin, zasolonych ulicach, niszczenie, podcinanie ich tak, by nikt się nie zorientował, wstrzykiwanie im dziwnych substancji i udawanie, że drzewo samo umarło… Bardzo głupie zachowania, ale co mają wspólnego z gospodarowaniem wodą?
„Przy koronie dużego drzewa może zatrzymać się nawet kilkaset litrów wody” – mówi dr inż. Piotr Tyszko-Chmielowiec, leśnik, dendrolog, dyrektor Instytutu Drzewa i współpracownik Fundacji Ekorozwoju w rozmowie z wrocławską „Gazetą Wyborczą”. To najlepsze zbiorniki na wodę w mieście.
Wodę opadową w pierwszej kolejności przechwytują liście. One też, gdy już przestanie padać, zmniejszają parowanie gruntu – woda nie wraca zbyt szybko do atmosfery. Następnie również ich obszar korzeniowy zatrzymuje wodę, dzięki czemu w przypadku intensywnych opadów deszczu woda nie zalewa kanalizacji i nie spływa w takich ilościach do rzeki. Fala powodziowa jest mniejsza, bo woda zostaje tam, gdzie spadła, teren nie osusza się, nie pustynnieje. „Nie tylko nie musimy drzew podlewać, ale także mamy mniej gwałtownych podtopień”.
Jak dbać o drzewa w mieście?
Po prostu nie wycinać dużych drzew bez naprawdę sensownego powodu. Dbać o starodrzew (kilka sposobów wzmocnienia pni i konarów znajdziecie w podlinkowanym tu artykule). Nowe nasadzenia nie dają rady w mieście rady. Nie wytrzymują tych ciężkich warunków. Nie dają też tyle, co starsze drzewa.
Z porównań, których dokonują przyrodnicy wynika, że jeden duży buk produkuje tyle tlenu, ile ok. 1700 10-letnich jego sadzonek. – Powierzchnia listowia tego dużego drzewa jest dopiero równoważona przez ok. 1700 10-letnich małych buków. To duże drzewa tak naprawdę są więc potrzebne w miastach, a nie ich małe sadzonki
– mówi dr Dominik Drzazga z Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z PAP. W miastach potrzebne są duże drzewa, a nie mikrusy, często i gęsto przycinane, w koronie prawie w ogóle niezatrzymujące wody. Wiele innych zalet dużych drzew w mieście (i nie tylko) wymienił ponadto prof. SGGW Jacek Borowski podczas wykładu Co nam dają drzewa?, inaugurującego projekt edukacyjno-artystyczny …w pień. Polecamy notatki z tego wydarzenia.
Tymczasem młode drzewka przez jakiś czas po posadzeniu trzeba podlewać, czyli znów wylewać wodę. Zanim będziemy mieć duże drzewo, minie sporo czasu. Dbajmy o te, które przetrwały „lex Szyszko”.
5. Betonowanie powierzchni
Gdy powierzchnia jest szczelna, woda opadowa nie dostaje się do gruntu. Spływa do kanalizacji, potem do rzeki – nierzadko wybetonowanej – i do morza. W przypadku silnej ulewy kanalizacja nie daje rady… A niedługo po tej ulewie zieleń w mieście i tak trzeba podlewać, bo większość wody nie zostało tam, gdzie spadło, a spłynęło.
Jak się nie dać zabetonować?
Po pierwsze nie wycinać drzew (patrz punkt 4), dbać o te, co jeszcze są – nie ograniczać płytami chodnikowymi przestrzeni wokół nich, dać im kawałek ziemi. Nowych chodników i podjazdów nie wykonywać z betonowej kostki, a z materiałów choćby częściowo przepuszczających wodę. Może być to żwir, betonowa kratka, nawet drewno. Nie godzić się na „rewitalizację” przestrzeni miejskiej, która polega na zastąpieniu całej zieleni betonowymi płytkami i wsadzeniu pośród nie, na 1 m2 gleby, drzewka, które nigdy nie wyrośnie wyżej niż na 3 metry.
Jednym zdaniem: po prostu tworzyć jak najwięcej powierzchni biologicznie czynnych – czyli takich pokrytych roślinnością bądź takich, na których znajduje się zbiornik wodny. I zachęcać do tego w warunkach zabudowy. Pora powiedzieć betonowej dżungli nie. Inaczej w mieście się usmażymy.
6. Niegromadzenie deszczówki
Wycięliśmy sporo drzew, które zatrzymywały wodę opadową na miejscu i wybetonowaliśmy dużą część miasta, przez co woda spływa kanalizacją. Żebyśmy nie zmagali się z brakiem wody, musimy, mimo wszystko, spróbować jakoś zatrzymać deszczówkę w gruncie.
Jak nie pozwalać spływać wodzie?
Wszystko się ze sobą łączy – musimy tworzyć powierzchnie biologicznie czynne, o których wspomniano w punkcie 5. Wodę możemy gromadzić bezpośrednio w krajobrazie (zob. alternatywy dla trawnika w punkcie 3 – stawy retencyjne, ogrody deszczowe, niecki) albo po prostu w beczkach podstawionych pod rynny. Deszczówkę z beczki można wykorzystać potem do podlewania ogródka albo spłukiwania toalety (punkt 1), a nawet do… prania, jak wykazali naukowcy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej oraz Politechniki Wrocławskiej i Białostockiej. Pod powyższym linkiem znajdziecie główne wnioski płynące z przeprowadzonych badań, a ten odnośnik przeniesie Was do całego artykułu naukowego mówiącego o jakości deszczówki.
Warto to powtórzyć: zatrzymujmy wodę tam, gdzie spadnie, a w przyszłości mniej odczujemy jej deficyty.
7. Osuszanie terenów podmokłych, mokradeł i bagien
A terenów, gdzie obecnie jest tej wody sporo, nie osuszajmy. Tereny podmokłe, mokradła i bagna pełnią ważne funkcje w całym ekosystemie. Nie musimy wszystkiego przekształcać na pola uprawne i działki budowlane. Nie musimy wszędzie kopać rowów melioracyjnych.
Co się dzieje, gdy wszystko chcemy wyrównać, osuszyć i „ucywilizować”? Przeczytajcie, co mówi burmistrz Mikołajek Piotr Jakubowski i planach poprowadzenia drogi szybkiego ruchu S16 przez środek Mazur:
Tu są bagna i tereny podmokłe wymagające albo utwardzenia punktowego, albo całkowitej wymiany gruntu – tłumaczy burmistrz Jakubowski. – Nie wiem, dlaczego nikt o tym nie mówi, ale jeżeli zlikwiduje się torfy, przez które płynie woda z jeziora Tałtowisko do Łuknajna, Śniardw i dalej, to odetnie się dopływ tej wody. Łuknajno zniknie pierwsze, a razem z nim rezerwat.
I na tym się nie skończy. W artykule Znikną torfy, wyschną Śniardwy przeciwnicy inwestycji ostrzegają:
znikną też Śniardwy, niewiele głębsze. Zaburzony zostanie cały system wodny Wielkich Jezior. Jednym ze skutków będzie też brak wody w studniach. Wystarczy suche lato, a wodę do okolicznych wsi już teraz trzeba dowozić.
Nasz region nie jest tak zjawiskowy jak Mazury, u nas podwyższanie i osuszanie terenu przechodzi bez echa. Za to z wieloma szkodami. Ciekawe, czy Polak znów będzie mądry po szkodzie, gdy nawet na podmokłych niegdyś łąkach za kilkanaście lat zacznie brakować wody…
Jak jeszcze oszczędzać wodę dla siebie i przyszłych pokoleń?
Człowiekowi może się wydawać, że może wycinać wszystko, co zielone, i wszystko zmieniać wokół siebie, bo takie ma widzimisię. Owszem, może – jeśli tylko chce uczynić życie naprawdę nieznośnym i wziąć udział w ostatnim wielkim wymieraniu gatunków, ze sobą w roli głównej.
Znacie jeszcze jakieś inne „grzechy” w gospodarowaniu wodą? Napiszcie o nich w komentarzach, może wspólnie im jakoś zaradzimy. A może chcecie podzielić sposobami na to, jak jeszcze inaczej można oszczędzać wodę?
Dający do myślenia artykuł? Polub Siedem wierzb – dom ze słomy i gliny na Facebooku. Dzięki temu nie przegapisz następnych tekstów o ochronie środowiska.
Pewnie, że warto ją oszczędzać i przestać dawać nabijać się w butelkę wielkim koncernom. Ja mogę z czystym sumieniem polecić kranówkę do picia w połączeniu z dystrybutorem filtrującym Waterpoint System. Smak wody bez zarzutu, ciepła zimna gazowana i ogromne oszczędności, widoczne zarówno w ilości plastiku jak i w kieszeni 😉
Zapomniałam dodać, że kilka lat temu mąż wkopał w ziemię kilka kręgów cembrowin na deszczówkę. To był świetny pomysł! Mamy zapas wody do podlewania ogródka i trawy w okresie suszy – to 2500 litrów. Pozdrawiam.
Niestety, poprzedni mój post się nie ukazał, nie wiem, dlaczego. Ale powtórzę go, bo na pewno warto. W poprzedniej dekadzie trafiłam przypadkiem ze stronki o permakulturze na stronkę Mike;a Reynolds’a i zakochałam się w jego projektach i ideach jak najbliższego życia w kontakcie z przyrodą, nie niszcząc jej jednocześnie. Nasze egoistyczne podejście do środowiska, w którym żyjemy to skandaliczny hedonizm! Artykuł powyższy pokazuje, że można drobnymi kroczkami powrócić do zgodnego współżycia, ale potrzeba z naszej strony troszkę poświęcenia. Ale z czasem to wchodzi w krew. Od Reynolds’a również dowiedziałam się o możliwości ponownego wykorzystywania szarej wody. Od lat rodzinka korzystając z natrysku stoi w sporej wanience, dzięki czemu zlewamy tę wodę po kąpieli do większego pojemnika i spłukujemy nią w toalecie fekalia i mocz. Żałuję tylko, że z prania nie wyłapuję wody, bo codzienne pranie to również spore ilości wody. Oszczędności są wymierne: kiedyś liczono nam ryczałt: 5 m sześciennych na osobę, co dawało 30 metrów na pięcioosobową rodzinę. Gdyby do tego doszło oczyszczanie ścieków, ta część z czynszu by nas zjadła. Obecnie mamy licznik, który wykazuje 3 m na całą rodzinę dzięki wykorzystywaniu szarej wody, brudni nie chodzimy, a ogród podlewamy wodą deszczową, dla której mąż wkopał 2500-litrowy zbiornik w ziemię. Zapewniam, lepiej przeznaczyć zaoszczędzone pieniądze na przyjemności niż wodą uzdatnioną do picia spłukiwać fekalia, co jest już samo w sobie pomysłem od czapy! Ktoś kiedyś gdzieś wymyślił taki obieg wody, ale była ona wówczas tanim towarem, pod dostatkiem i pewnie nie za bardzo zdatna do picia. Szukam dobrego pomysłu na zamontowanie mechanicznego obiegu szarej wody, nie drogiego, by wykorzystywanie szarej wody było wygodniejsze. Może ktoś ma jakiś schemat takich podłączeń? Nie znam się na tym kompletnie a przy okazji remontu mieszkania robiłabym i to. Dodam, że na wodzie oszczędzam około 250 złotych miesięcznie! Ile rocznie? Łatwo policzyć. Dlatego zainstalowanie obiegu dla szarej wody jest niezwykle opłacalne, gdyby nawet zwrócić miałby się ten interes po dwóch latach. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękujemy za ten komentarz – rzeczywiście poprzedni gdzieś przepadł, nie widzieliśmy go nawet w panelu administracyjnym. Był tylko ten krótszy, o cembrowinach na deszczówkę, który sugerował, że było coś więcej.
O mechaniczny obieg wody szarej w domu niestety chyba wciąż nie tak łatwo. Jakichś elementów pomagał nam szukać ogarnięty, profesjonalny właściciel firmy zajmującej się hydrauliką. Okazuje się, że tak małych instalacji nie ma (a przynajmniej w tamtym czasie nie było) w sprzedaży. Są dla biurowców, są też systemy montowane na jachtach, ale niezwykle trudno znaleźć coś dopasowanego do domowych potrzeb. W każdym razie się nie poddaliśmy i będziemy coś pewnie składać sami, tak by przynajmniej część wody szarej odzyskiwać. Jeśli się uda, podzielimy się pewnie doświadczeniami.
Długo kiedyś myślałem nad tym podczas remontu swojego mieszkania w starej kamienicy. Było to około 10 lat temu… Niestety do niczego konkretnego myśli moje nie doprowadziły. Szkoda, bo woda nie tanieje, a moja rodzina się w wielkości podwoiła.
Powracając do tych myśli po lekturze artykułu dostrzegam, że zagadnienie użycia szarej wody do spłukiwania jest prostsze niż mi się wtedy wydawało: Młynek do ścieków, filtr (np piaskowy do basenów lub sadzawek), zbiornik na wodę i to praktycznie wszystko. Można się zamknąć w kwocie ok 2-3 tyś zł.
Jeżeli odpływ umywalki, wanny czy prysznica jest poniżej pojemnika na wodę WC, to przyda się jeszcze pompka – bo woda sama ze zbiornika na wodę do spłuczki nie popłynie 😉
Oczywiście, jeśli mamy dwie łazienki, na piętrze i na parterze, można wykorzystać grawitację do przepływu wody szarej z łazienki na górze do pojemnika WC na dole, ale wtedy też sensownie trzeba umiejscowić ten duży zbiornik na wodę szarą – na pewno nie poniżej spłuczki. Sam zbiornik też może być problematyczny, jeśli ktoś ma małą łazienkę, bo może zajmować trochę miejsca. Taki o pojemności 100 l (czyli 10 x 100 cm lub 20 x 50 cm – o ile w ogóle w takich wymiarach zbiorniki są dostępne) to proponowane zwykle minimum.
A, i jeszcze problem z przepełnieniem takiego zbiornika, co może się przecież zdarzyć. Trzeba więc, oprócz poprowadzenia rury do pojemnika WC, wyprowadzić drugą, która nadmiar wody odprowadzać będzie wprost do kanalizacji. To też nie zawsze takie proste do rozwiązania, zwłaszcza jeśli nie zaplanuje się tego na etapie budowy domu.
Ben, czy byłbyś w stanie rozrysować schemat czegoś takiego? Jestem kompletnym laikiem i nie znam się na tym, ale odzysk szarej wody leży mi bardzo na sercu. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za odpowiedź. Jeśli coś znajdę, również się podzielę. Pozdrawiam
Witam po raz kolejny. Natknęłam się na interesujący mnie temat: https://receptynadom.pl/warto-robic-domu-dodatkowa-instalacje-szara-woda/
Znalazłam jeszcze kilka wersji: http://www.rynekinstalacyjny.pl/artykul/id3590,projektowanie-instalacji-do-powtornego-wykorzystania-sciekow-szarych-w-budynkach?p=2
Najbardziej jednak poruszyła mnie informacja dość szokująca, bo nie zdawałam sobie sprawy, że to aż taka ilość wody przecieka nam przez portfele a jednocześnie jest bezpowrotnie marnowana:W tradycyjnym gospodarstwie domowym 50–80% wody ściekowej może być wykorzystanej jako szara woda. Do wykorzystania nadaje się niemal cała woda, jakiej używa się w domu, z wyjątkiem wody po spłukaniu toalet. To cytat z linku: https://pl.wikipedia.org/wiki/Szara_woda
Pozdrawiam serdecznie
Szkoda, że na Wikipedii nie ma podanego źródła danych, że można odzyskać 50–80% wody szarej. Ale tak – wodę szarą zdecydowanie warto odzyskiwać i wykorzystywać. Dziękujemy za zostawione linki, na pewno tam zajrzymy.
Mieszkamy w bloku i już ponad pół roku używamy wody szarej do WC. Zbieramy ją w wannie i przelewamy do wiader. Mimo małego metrażu da się to robić, a zimą nic tak nie nawilża suchego nagrzanego powietrza, jak przelewanie wody z solami i ewentualnie olejkami. Jeszcze nie dorobiliśmy się pompki, więc małym naczyniem nabieramy wodę do wiadra.
Super, doceniamy i podziwiamy! 🙂
Choć sami korzystamy i spłukujemy WC wodą po myciu i zmywaniu, wiemy, że dla bardzo wielu osób wydaje się to bardzo uciążliwe i zupełnie niewarte zachodu…