Ile kosztuje energooszczędny dom ze słomy i gliny?

Firmy oferują naturalne domy energooszczędne ze słomy i gliny często po cenach wyższych niż domy standardowe, mimo że materiały są tańsze. Dlaczego? Ile tak naprawdę kosztuje energooszczędny dom?

Niniejszy artykuł ma charakter notatek jeszcze sprzed początku budowy, z czasem aktualizowanych. Zastanawialiśmy się wtedy, dlaczego budynki ze słomy i gliny postrzegane są jako tanie, a w rzeczywistości bywają wysoko wyceniane przez wykonawców. Pełny kosztorys, ile kosztuje energooszczędny dom z naturalnych materiałów, przedstawimy pod zakończeniu budowy.

Dom ze słomy i gliny powinien być tani. Mnóstwo cegieł, spoiwo, ocieplenie, tynk – to wszystko kosztuje. A my chcemy skorzystać z… odpadu. Tym właśnie jest słoma. Jakkolwiek dużo jej nie było potrzebne rolnikom, którzy zwykle przerabiają łodygi i liście zbóż na nawóz, przygotowują z nich paszę dla swoich zwierząt lub wyścielają nimi ich legowiska, zawsze sporo zostanie*. To surowiec tani, podobnie zresztą jak glina. Był to jeden z powodów wyboru tych naturalnych materiałów do budowy domu.

Wycena naturalnego domu ze słomy i gliny

Gdy zaczęliśmy rozglądać się za fachowcami, którzy by przy nim pomogli, zaskoczyły nas ceny. Firmy za stan surowy zamknięty budynku zbliżonego powierzchnią do naszego liczą sobie 200–300 tys. zł. Wycena naszego domu przez architekta wyniosła 530 tys. zł – bez elementów zagospodarowania terenu (instalacji i urządzeń, ogrodzeń, nawierzchni)! To więcej niż podobnie dużego domu tradycyjnego. Nie o to nam chodziło, gdy planowaliśmy budowę i zlecaliśmy projekt.

Cenę materiałów, w tym najdroższego drewna, z którego powstanie konstrukcja, znamy. Owszem, postawienie drewnianej konstrukcji kosztuje. Fundamenty, konstrukcja i dach mogą pochłonąć kilkadziesiąt środków przeznaczonych na budowę. Ale skąd te pół miliona? Robocizna? Technologia niszowa, mało specjalistów na rynku, więc się bardzo cenią?

Jedyna odpowiedź, którą na początku budowy uzyskaliśmy, brzmiała: „Skoro są ludzie skłonni tyle zapłacić, dlaczego firmy mają z tego nie skorzystać?”. Zaczęliśmy myśleć, jak nie przepłacić. Żeby mieć punkt odniesienia, przeanalizowaliśmy, ile tak naprawdę kosztuje energooszczędny dom i skąd te ceny.

Metoda gospodarcza

Budowanie w dużej mierze samemu, czyli tzw. metodą gospodarczą, planowaliśmy od samego początku. Gdy sprawdziliśmy, ile liczy sobie większość fachowców, tym dokładniej zaczęliśmy wszystko przeliczać.

Nie zlecimy wykonania domu jednej ekipie (może to właśnie robota od A do Z tak podbija cenę?). Kluczowe etapy budowy, których zawalić nie można (fundamenty, drewniana konstrukcja), pozostawiamy specjalistom. Do realizacji poszczególnych rzeczy będziemy szukać osób sami. Czasem pewnie zdamy się na osoby polecone, ale wpierw sprawdzimy, za ile to samo jest w stanie zrobić ktoś inny.

Resztę, ile się da, zamierzamy zrobić sami. Na razie wiemy tyle: nie zawsze zaoszczędzimy czas, ale pieniądze – z pewnością. Jeśli coś zrobimy nie tak, trudno. Będzie to nasz błąd, a nie niby-profesjonalnej, niekompetentnej ekipy (ręka do góry, kto choć raz w życiu na taką nie natrafił; polecamy w tym miejscu bardzo wywiad z Czarną Bezką o jej domu ze słomy i gliny). Będziemy w stanie z tym żyć.

Rezygnacja z niektórych projektowanych rozwiązań

Gdy mówi się o domach energooszczędnych i pasywnych, często wspomina się o wentylacji mechanicznej jako ważnym elemencie tych budynków. Czy naprawdę warto ją montować?

Doszliśmy do wniosku, że nie. Dlatego też nieujęta została już w kosztorysie opiewającym na ponad pół miliona. Dodatkowa podniosła by koszty, bo nie ma co ukrywać, że dobra wentylacja mechaniczna jest droga (nawet 40 tys. zł). Ponadto bardzo komplikuje budowę domu. Wszędzie jest pełno rur, które trzeba gdzieś ukryć, a ponadto – żeby to miało większy sens – ściany muszą być bardzo szczelne, co wiązałoby się z dodatkową izolacją i ociepleniem. A nam nie za bardzo te wszystkie instalacje pasowały. Chcieliśmy też, by ściany oddychały naturalnie…

Postawiliśmy na zwykłą wentylację grawitacyjną. Sprawdzała się wiele tysięcy lat, sprawdzi się i teraz. Jej koszt jest nieporównywalnie tańszy, nawet gdy zdecydujemy się na dwa kominy – jeden od pieca gazowego i jego standardowy.

Początkowo rozważaliśmy jeszcze piec rakietowy. Amatorsko można go wykonać dość tanio, ale niestety narosło wokół niego wiele mitów i nieścisłości powielanych na polskich stronach internetowych. Jednym z nich jest „wysoka efektywność spalania gazów”. O paru problemach pieców rakietowych przeczytacie w wyżej linkowanym artykule. Tutaj zasygnalizujemy tylko jeden z nich.

W piecach rakietowych drewno spala się do gazów (tlenku węgla, dwutlenku węgla, tlenków siarki i azotu oraz pary wodnej i innych), a nie te gazy do… no właśnie – do czego? O jakiej „efektywności spalania gazów” mowa? Nie zachodzą żadne reakcje spalania gazów takie jak: CO2 + O2 = …, NxO + O2 = … Szkoda, że w różnych materiałach budowniczy wciąż mówią o dopalaniu gazów, a wiele osób przyjmuje to bezkrytycznie.

Warto też odnotować, że za smog, w tym niewymienione wyżej pyły, odpowiada nie tylko spalanie węgla, lecz także drewna.

Tradycyjne palenisko dla nastroju (choć już nie dla klimatu)

Prosty, bez przeszkleń na dwie strony, jak nam proponowano, akumulacyjny (nie rakietowy!) piec na drewno stanie w naszym salonie bardziej dla nastroju i do rozpalania od czasu do czasu niż w celach grzewczych. Drewno nie jest tak ekologicznym paliwem, jak się wydaje, a czyste spalanie od góry to bzdura. Dlatego podstawowym źródłem ciepła będzie piec gazowy. W naszych polskich warunkach jest on tymczasem wciąż najbardziej sensowny.

Jeszcze jednym pomysłem, który trafił do kosza na początku budowy, było drewno (lub coś je imitującego) na większości elewacji użytkowego poddasza. Nie pełni to funkcji izolacji – ściana ze słomy i tynk gliniany mają wystarczająco dobre właściwości. A przede wszystkim trzeba by zakupić dodatkowe materiały, czyli skądś wygospodarować na nie pieniądze, a w kolejnych latach odpowiednio te elementy konserwować.

Kilka klimatycznych rozwiązań

Nie mieszkamy na końcu tęczy, a Sezam to dla nas nazwa sklepu, a nie ukrytej jaskini, w której zbójcy ukrywali skarby. Z pewnych rzeczy jednak rezygnować nie zamierzamy. Wszystko zaprojektujemy już teraz, część powstanie z czasem, gdy będzie nas na to stać.

Odnawialne źródła energii, czyli kolektory słoneczne i panele fotowoltaiczne zakupione i podłączone będą później. Nasza gmina nie przewiduje dofinansowania na te pierwsze, z tymi drugimi poczekamy na rozwój technologii i upowszechnienie się  bardziej wydajnych instalacji. Kto wie, może nadzieją są perowskity młodej polskiej uczonej Olgi Malinkiewicz?

W późniejszym czasie planujemy również odzyskiwanie wody szarej z górnej łazienki na potrzeby dolnej. Jako dobro coraz bardziej deficytowe wodę planujemy oszczędzać. Byle by teraz pozostawić miejsce na zbiornik i zaplanować jego podłączenie. Kiedyś zapewne powstanie też studnia. Rośliny w ogrodzie nie muszą być przecież podlewaną wodą z sieci.

I ostatni kompromis: dom wykończać będziemy etapami. Wpierw jedna łazienka, kuchnia i miejsce do spania na parterze. Reszta – z czasem.

Im więcej nowinek, tym lepiej?

W marcu 2017 roku trafiłam na pewien ciekawy wykres, który potwierdził pewne wcześniejsze informacje i intuicje. Więcej modnych, nowoczesnych, „energooszczędnych” rozwiązań niekoniecznie oznacza, że będzie lepiej.

Okazuje się, że technologie, które mają zmniejszać rachunki za ogrzewanie domu, często się do tego nie przyczyniają. Może chodzi o to, że nie wszystkie rozwiązania sprawdzają się w każdych warunkach, w każdym domu. Tym samym koszty inwestycji się nie zwracają przez wiele, wiele lat.

Poniżej znajdziecie wspomniany wykres i fragment jego opisu autorstwa p. Jerzego Bogdana Zembrowskiego. Całość znajdziecie tutaj. Ku refleksji.

ile kosztuje energooszczędny dom

Ta piękna parabola, to suma rocznych kosztów eksploatacyjnych oraz roczny odpis wydanych kosztów na budowę domu. Na poziomej osi na dole są różne rozwiązania materiałowe i instalacyjne (pustaki, bloczki, ocieplenia, instalacje grzewcze i wentylacyjne, rekuperatory, gruntowe wymienniki ciepła, pompy ciepła, solary, kominki zwykłe i płaszczowe, piece rakietowe, ogrzewania grzejnikowe, podłogowe, ścienne i promiennikowe i wszelkie inne „wynalazki”.

Naturalne budowanie nie zawsze będzie tanie, jednak jeśli jest energooszczędne (a takie wydaje się budowanie ze słomy), będzie się opłacać. W nowszym artykule ze stycznia 2019 roku, dlaczego w ogóle warto postawić energooszczędny dom (nawet pomimo klapy polskiego programu dopłat). Takie dofinansowanie, które obniżyłoby koszty budowy domu, analizowaliśmy na początku budowy. Warto się o nie było starać?

Dofinansowanie dla banków

Nie ubiegaliśmy się o żadne dofinansowanie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Dom ma być energooszczędny, ale to wsparcie od początku wydawało się jakimś żartem.

Na domy i mieszkania energooszczędne i pasywne początkowo przeznaczono 300 mln zł. Celem programu była budowa 12 tys. energooszczędnych domów lub mieszkań i zaoszczędzenie 93,5 tys. MWh energii rocznie. Teoria może piękna, ale w praktyce coś nie wyszło.

Po pierwsze trzeba było wziąć kredyt (znów pojawia się pytanie, kto zyskuje – inwestor czy bank?), po drugie potrzebne jest mnóstwo papierków – wymagań spełnić trzeba tyle, że bardziej to odstrasza od zrównoważonego budowania, niż do niego zachęca. Po trzecie pieniądze przyznawane są już po budowie. Po czwarte było ich względnie mało – odpowiednio 30 i 50 tys. zł brutto na dom energooszczędny i pasywny. By spełnić wymagania (40 lub 15 kWh/m2/rok), trzeba było zainwestować dużo więcej pieniędzy. W 2016 roku postanowiliśmy nie stresować się testami, które trzeba zdać, by dostać pieniądze. Ciepło i tanio może być bez takiego wsparcia.

Zresztą nie wiadomo, czy w tym 2016 roku w ogóle byśmy jeszcze się załapali na to dofinansowanie. Przez ponad dwa lata funkcjonowania programu, od początku grudnia 2013 roku do końca stycznia 2016 roku, złożono zaledwie 158 wniosków o wsparcie. Przeznaczono na to 5,3 mln zł. Budżet na lata 2014–2015 wykorzystano w 30,6% (dane za NFOŚiGW), a ogólnie plan wykonano w… 1,8%. W 2016 roku z projektu cichaczem się wycofano. Obecnie nie funkcjonują ogólnokrajowe programy wspierające energooszczędne budownictwo.

Ile kosztuje energooszczędny dom?

Odpowiedź jest prosta:

Koszty budowy domu ze słomy i gliny

Wszystko zależy – od tego, ile prac jesteśmy w stanie wykonać sami, oraz od tego, jakie rozwiązania wybierzemy.

Ile nowinek technicznych czy nowoczesnych, efektywnych rozwiązań w tym budynku upakujemy? Jaka jest powierzchnia mieszkalna i użytkowa domu? Nie bez wpływu na koszty pozostaje także wybór źródła ciepła, rodzaju pokrycia dachowego, a nawet okien.

Nasz cel: zbić wycenę architekta o połowę, zamknąć się w 1,5–2 tys. zł za m2 ze wszystkim (czyli objąć więcej niż tzw. stan deweloperski). Szacunki wskazują, że to możliwe. Czy nam wyjdzie? Zobaczymy.

Aby dowiedzieć się, ile tak naprawdę kosztuje energooszczędny dom ze słomy i gliny zwany Siedmioma wierzbami, polub nas na Facebooku. Dzięki temu nie przegapisz następnych wpisów oraz ciekawostek, które publikujemy tylko tam.

____________
* Nie byłabym sobą, gdybym pod koniec nie wspomniała o jeszcze jednym zastosowaniu słomy.

Chochoły Wyspiańskiego, czyli jeszcze jedno zastosowanie słomy
Stanisław Wyspiański, Chochoły (Planty nocą), 1898–1899
Oznacz Trwały odnośnik.

11 komentarzy

  1. Witajcie, bardzo podoba mi się wasze podejście do tematu i wasze opinie na wiele tematów, szczególnie jeśli chodzi o traktowanie 'zapaleńców', którzy chcą zrobić coś sami, którzy chcą taniej itp. Niestety takie nastały czasy, że budownictwem np. z gliny, które było przez wieki było praktykowane przez naszych przodków, teraz zajmują się instytuty budownictwa eksperymentalnego i odkrywają na 'koło' na nowo.
    Jednak z jednym co tu przeczytałem trudno mi się zgodzić – chodzi o wentylację mechaniczną. Sam zaczynam budowę domu w tym roku, ma być w miarę rozsądku energooszczędny i wentylacja mechaniczna wydaje mi się jedynym rozsądnym rozwiązaniem, bo jeśli energooszczędny to raczej musi być szczelny, jeśli szczelny to rozszczelnianie w celu wentylacji jakoś mi nie pasuje. Po za tym wentylacja grawitacyjna w niskich budynkach nie działa najlepiej, a wentylacja mech. działa zawsze i daje nieporównywalnie większy komfort życia (opieram się na opiniach użytkowników). Koszty – też zacząłem od wyceny w renomowanej firmie – wyszło prawie 30k, ale to duży dom i rodzina 2+3, więc nie wiem skąd u was wzięła się kwota 40k. Ale poczytałem, poszukałem i zamierzam się zmieścić w 10-15k, a przy mniejszym domu i mniejszej ilości domowników powinno być jeszcze sporo mniej. Idea went mech. jest prosta, założenia projektowe też, te "straszne rury" mają średnice < 10cm i w konstrukcji szkieletowej bardzo łatwo będzie je ukryć, nie odrzucajcie tego pomysłu na starcie.
    pozdrawiam i powodzenia!

    • Cześć!
      Miło, że ktoś nas w ogóle czyta 😉

      A poważnie, co do wentylacji mechanicznej – nie odrzuciliśmy na wstępie. Początkowo byłam za – bo, wiadomo, oszczędność na ogrzewaniu; wentylacja mechaniczna w zasadzie konieczna w domu pasywnym, ale…

      Koszty są dla nas za wielkie. Rekuperator – kilka tys. zł, lepszy – już kilkanaście, gruntowy wymiennik ciepła – kolejne kilka, koszt wykonania – następne… Wentylacji sami byśmy nie ogarnęli, trzeba by to zlecić jakieś firmie, 30–40 tys. to chyba dość realna kalkulacja. Zwłaszcza że nasz dom nie będzie wcale taki mały (ani parterowy).

      Trzeba również pamiętać, że sama wentylacja później też generuje koszty, poza koniecznością jej czyszczenia, jest jeszcze kwestia jej zasilania („Dodatkowe koszty eksploatacyjne związane z energią elektryczną do napędu wentylatorów, w dobrze zaprojektowanym układzie, to około 200-400 zł rocznie” – za: Wentylacja i klimatyzacja w budownictwie energooszczędnym). W przypadku dość ciepłego domu ze słomy, w którym za ogrzewanie płaci się i tak mniej, czas zwrotu takiej inwestycji by się mógł mocno wydłużyć z tych kalkulowanych 8–10 lat.

      Komplikowanie budowy i wszechobecne rury, które trzeba by gdzieś ukrywać (nie wszystkie się by u nas dało schować, no i pewnie przy okazji musielibyśmy ukryć belki konstrukcyjne, czego nie chcemy robić), to też argumenty przeciw.

      Pytaliśmy też architekta o hałas generowany przez taką wentylację. W ciągu dnia w zasadzie go nie słychać, lecz w nocy szum może już doskwierać.

      No i jest jeszcze kwestia powietrza… Aby wentylacja mechaniczna miała sens, dom musi być szczelny, a żeby taki był, ściany z samych kostek słomy i gliny nie wystarczą (info od architekta). Trzeba je obłożyć dodatkowo jakąś folią czy inną izolacją i tu idea „oddychającego”, zdrowego domu, samoregulującego klimat i wilgotność powietrza się sypie.

      Jeden raz w życiu miałam paskudne zapalenie spojówek – właśnie gdy trochę za długo pracowałam w pomieszczeniu z wentylacją, ale to już był drobiazg przy podejmowaniu decyzji 😉

      Biorąc to wszystko pod uwagę, wybraliśmy to, co wydaje się nam dla nas najlepsze. Nie przekreślamy wentylacji mechanicznej w każdym wypadku i nie odradzamy jej nikomu. Każdy musi wybrać, co dla niego dobre 🙂

      Pozdrawiamy!
      PS. Dzięki za życzenia powodzenia, na pewno się przyda…

    • trafiłem tu do was przez biohabitat, tam zamówiłem książkę o tykach glinianych, chcę robić sam bo właśnie to co jest dostępne w firmach jest mega drogo, bo to ekstrawagancja, eko itp, a glina i piasek tanie… Będziemy budować prawie równolegle, więc będę zaglądał 🙂
      Ze względu na WM chcę właśnie tynki gliniane, które regulują wilgotność (poza innymi zaletami)
      Co do samego WM to wg. mnie dalej przeszacowujesz koszty, niektórzy uważają, że gruntowy wymiennik przy nowych, sprawnych reku jest zbędny, ja chcę zrobić najprostszy możliwy: 20-30m rury kanalizacyjnej 1,5m pod ziemią, koszt żaden a ponoć działa 🙂
      Dostałem wycenę na 27 tys, dom 200m2, 5 osób, reku wysokiej klasy, na muratorze wyśmiali tą wycenę, oceniają realne koszty na prawie 50%, zobaczymy ile wyjdzie systemem 'gospodarczym', co do szumów to przy projektowaniu trzeba odpowiednio dobrać przekroje, żeby prędkości przepływu powietrza były odpowiednie.
      Co do szczelności to oddychanie ścian wg. mnie nie ma nic wspólnego ze szczelnością, tu: http://thelaststraw.org/clay-plaster-might-save-world/ chyba w podobnym do waszego domu robią test szczelności. Oddychanie ścian to chyba głównie paroprzepuszczalność.

    • Jeśli zrobisz w dużej części WM sam, z pewnością wyjdzie Ci taniej – szczerze życzymy powodzenia 🙂 Choć w samym "Muratorze" (w piśmie, nie na forum), szacowali właśnie na ok. 30 tys. zł. A wiadomo, jak to jest z szacunkami na budowie – dolicz 10-20% i zwykle wychodzi właściwy koszt. Wolę w tę stronę, nie tylko przy WM, ale i na innych etapach, by potem się nie przejechać na finansach. Lepiej „miło się rozczarować” i zostać z kilkoma tysiącami w kieszeni na koniec 😉

      My nie bylibyśmy w stanie ogarnąć wentylacji mechanicznej sami, więc z tymi 30 tys. zł musielibyśmy się liczyć.

      A co do szczelności – gdy pytaliśmy architekta, jak ją zapewnić, wskazał właśnie tę folię. Spytaliśmy chyba, jak to wpływa na właściwości gliny – no jednak trochę się wtedy zmieniają. Nie będę udawała, że się na wszystkim znam, na zdrowy rozum: ma ona odwrócone lejki. Lejek zwęża się ku górze, dzięki temu krople wody nie są w stanie przedostać się przez folię, natomiast para wodna swobodnie przenika przez jej powierzchnię, czyli w skrócie: chroni przed wodą z zewnątrz, usuwa parę ze środka. Czy działa to drugą stronę? A co gdy w domu powietrze jest zbyt suche?

      Wiemy, że w domach pasywnych z WM można otwierać okna (https://web.facebook.com/WielkopolskiDomPasywny/videos/497301123800568/), ale nie ukrywajmy, że jest to zalecane. A my lubimy otwierać okna, zwierzaki też będą chciały pewnie łazić w tę i we w tę. Po prostu już nie możemy się doczekać widoku na nasze cudowne wierzby 😉

      Może się trochę mylę, ale ostatecznie, stawiając na jak najwięcej naturalnych materiałów (+ wszystkie te powody z poprzedniego komentarza, m.in. konieczność puszczenia pod sufitem rur i zakrycia belek konstrukcyjnych, hałas – nikt, kto nigdy nie pracował w jakimś wentylowanym korpowieżowcu, nie przekona mnie, że tego nie słychać – oraz dodatkowe zużycie prądu), odpuściliśmy. Wentylacja grawitacyjna nam wystarczy.

      Nie planujemy starać o dofinansowanie dla domów energooszczędnych ani pasywnych, nie jest to warte zachodu, więc też nie celujemy w 15 kWh/m2/rok.

    • Spoko, mamy różne podejścia do tematu i to jest fajne, ja z jednej strony jestem technomaniakiem, a z drugiej takim trochę antysystemowym 'wieśniakiem' ;), więc staram się nasz dom postawić gdzieś po środku, wybierając to co wg mnie najlepsze z obu skrajności, licząc na co mnie stać oczywiście. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Grunt to poczucie humory i dystans do świata, a tego, jak widzę, też wam nie brakuje 🙂

  2. Witam jak wielki bedzie wasz dom czy to bedzie z poddaszem użytkowym?

    • Urszula Drabinska

      Tak, będzie z poddaszem użytkowym. Powierzchnia mieszkalna (z tym poddaszem i skosami) – ok. 150 m2 po podłodze.

  3. Nigdy bym nie przypuszczała, że takie coś jest możliwe. Ciekawie to wygląda i zapowiada się bardzo bym powiedział profesjonalnie. Zastanawiam się tylko, czy to rzeczywiście będzie szczelne i funkcjonalne.

    • Urszula Drabinska

      > Zastanawiam się tylko, czy to rzeczywiście będzie szczelne i funkcjonalne.

      Dom z pewnością będzie funkcjonalny 😉 A czy szczelny – zobaczymy po roku, dwóch, trzech… Po zwiedzeniu innych domów i opiniach ich mieszkańców wierzymy, że tak.

  4. Jak wyszedł Wam ostatecznie kosztorys i ile czasu poświęciliście na budowę Waszego domu? C

    • Ostateczny kosztorys nie jest zamknięty, a to dlatego, że jeszcze budujemy. To też pośrednio odpowiedź na pytanie o czas. Szczerze to poświęcamy go dość dużo, choć po pierwszym roku budowania wszystko jest już raczej rozłożone w czasie – buduje się w zależności od innych obowiązków, zajęć i sił.

      Szacujemy (na podstawie dotychczasowych i jeszcze planowanych wydatków), że można się zamknąć w 1,5 tys. zł za m kw. powierzchni użytkowej (lub 2 tys. zł za m kw mieszkalnej). Oczywiście w tych kosztach kluczową rolę odgrywa właśnie ten czas własny. Gdyby więcej zlecać do zrobienia innym, koszty byłyby większe. Gdy skończymy budować, postaramy się to wszystko podsumować w osobnym tekście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *