Zamiast betonowej kostki, nieprzepuszczalnych płytek czy wylewki proponujemy chodnik z drewna. Zobaczcie, jak powstawała nasza drewniana ścieżka.
Drewniana ścieżka ma wiele zalet. Przede wszystkim pasuje do domu z naturalnych materiałów, takich jak słoma i glina. Jednak ładnie może się prezentować także w każdym ogrodzie – również takim przy domu wybudowanym w jednej z bardziej popularnych technologii.
Zachęcamy do rozważenia jej budowy zamiast tworzenia wokół domu kolejnej nieprzepuszczalnej powierzchni.
Pokazujemy, że chodnik z drewna wcale nie tak trudno zrobić samemu. Gotowi na instrukcję krok po kroku? No to zaczynamy!

Skąd pozyskać materiał na drewniany chodnik?
Przyznajemy – to może być największa przeszkoda w tworzeniu naturalnego chodnika. Szkoda wykorzystywać na niego pełnowartościowe drewno. I taki materiał byłby z pewnością droższy.
Nam się trochę poszczęściło. Zdobyliśmy pieńki z wycinki drzew pod deweloperkę. Firma budowlana posłałaby je pewnie do pieca. Były to głównie gałęzie dębu, dosłownie kilka konarów olchy i trochę brzozy. Z wykorzystania tej ostatniej zrezygnowaliśmy ze względu na słabą strukturę.

Przygotowanie drewna na ścieżkę
Drewno musi być suche. Zanim zabraliśmy się za kładzenie chodnika, poleżało u nas dwa czy nawet trzy lata. Po takim czasie pieńki zostały pocięte na odpowiednie, około dwudziestocentymetrowe kawałki, okorowane i zabezpieczone ze wszystkich stron pokostem lnianym.
Jeśli zdecydujecie się na zabezpieczenia drewna jakimś innym środkiem, pamiętajcie, by nie tworzył nieprzepuszczalnej powłoki (jak np. lakiery) oraz by był dopuszczony do kontaktu z glebą.

Pierwsza drewniana ścieżka w szklarni
Żeby sprawdzić, czy taka drewniana ścieżka w ogóle ma sens – czy nie będzie się rozsuwać, wypaczać, za szybko niszczeć, rok wcześniej ułożyliśmy mniejszą (o szerokości 40 cm) w szklarni. Dzięki temu po jakimś czasie wiedzieliśmy już, co trzeba zrobić trochę inaczej.
Jeśli macie w ogrodzie miejsce, w którym moglibyście wykonać podobną próbę, skorzystajcie z tego. Albo po prostu uważnie czytajcie dalej, by nie pominąć żadnych ważnych szczegółów.

Wytyczenie chodnika
Trasę można wyznaczyć od linijki. Jednak w naturze mało jest linii prostych, ona woli krągłości. Zatem i my zrobiliśmy inaczej.
Nasza drewniana ścieżka została poprowadzona tędy, którędy od powstania konstrukcji drewnianej domu chodziliśmy – od przyszłej furtki do kamiennych schodów.

Furtka będzie niemal na wprost głównych drzwi, ale po drodze rosną wierzba, czeremcha, dąb. Nikt, kto nie jest do tego specjalnie zmuszony, nie przechodzi zbyt blisko nich – stąd pierwszy łuk. Drugie zakole to niejako odbicie po pierwszym. I tak oto zarysował się kształt całości.
Wykopanie korytka pod ścieżkę
Gdy granice mamy wyznaczone, przystępujemy do kopania. Dół powinien mieć co najmniej 20 cm więcej niż wysokość pieńków.

Lepiej wkopać trochę głębiej niż płycej. Powody są dwa. Po pierwsze dobrze, by pieńki nie stykały się z glebą – humusem pełnym różnych żyjątek, które przyśpieszałyby jego rozkład. Po drugie pod drewnem, by sprawnie odprowadzać wodę, musimy położyć jeszcze warstwę przepuszczalną, którą woda będzie spływać w dół. O niej więcej za chwilę.
Ustawienie granic
By pieńki się nie rozchodziły na boki, nie luzowały, coś musi trzymać całą drewnianą ścieżkę w ryzach.
Dół przezornie wykopaliśmy po 3–4 cm szerszy z każdej strony i jako blokadę wykorzystaliśmy deski odzyskane po rozbiórce wychodka. Wcześniej służyły jako szalunek na jeszcze innej budowie. Być może służyły komuś jeszcze przed tą pracą. W każdym razie daliśmy im co najmniej trzecie życie. Tym razem już pewnie ostatnie.

Tym zdjęciem płynnie przechodzimy do kolejnego etapu – deski graniczne wymagały od razu wsparcia piaskiem od strony ścieżki.
Wysypanie i ubicie piasku
Jak się szybko okazało, piasku sypaliśmy tyle, że na tych deskach, które widzicie powyżej, musieliśmy ustawić drugie, by w ogóle dotykały położonych wyżej pieńków. Zdecydowaliśmy się na sam piasek, bez żadnej warstwy nośnej oraz powierzchni utwardzonej powyżej. Pierwsza nie jest nam potrzebna dlatego, że ścieżka nie będzie specjalnie obciążana, ma wystarczyć do przejścia po niej kilka razy dziennie. Druga – powierzchnia utwardzona – w przypadku sporych pieńków też wydaje się zbędna, gdyż one same, głęboko osadzone, stabilizują ścieżkę.
Jeśli jednak potrzebujecie większej stabilizacji, bo kładziecie dróżkę, która będzie intensywniej użytkowana, lub na przykład podjazd dla samochodu, albo też będziecie mieć niższe pieńki, zechcecie położyć krążki drewna czy bruk drewniany, warstw powinno być więcej. Na gruncie rodzimym powinny znaleźć się – wymieniamy od dołu – warstwa przepuszczalna (piasek), warstwa nośna (kruszywo), znów warstwa przepuszczalna (piasek, tłuczeń) i dopiero wybrane wykończenie chodnika (powierzchnia utwardzona).
My po prosty wysypaliśmy 20–30 cm piasku, wystawiliśmy go na deszcz (taki zamiennik zlania wodą) i ubiliśmy.

Układanie drewnianych pieńków
Dużo tych przygotowań, co? Ale wreszcie młotek w ruch!
Drewniana ścieżka powstaje trochę jak układanka – trzeba po prostu znaleźć część, która teraz będzie pasować. Ustawić pieniek wstępnie, podsypać pod niego trochę piasku, jeśli jest go za mało, albo zabrać trochę, gdy za dużo, wypozycjonować drewno i uderzać. Konieczny jest do tego gumowy młotek. Bardzo dobrze sprawdza się taki do zbijania drewnianych klepek na pióro – wpust.

Do układania drewnianego chodnika przydają się pieńki o bardzo różnych średnicach. Często bardzo pożądane były również te o nieregularnych kształtach, na przykład trochę spłaszczone lub z jakimiś wypustkami. Ważne, by nie rozszerzały w dół, bo trudniej je wtedy obok siebie układać.
Drewniana ścieżka vs korzenie drzew
Z drzewami rosnącymi równolegle do granicy działki to było łatwe do przewidzenia – podczas kopania korytka na drewniany chodnik w dwóch miejscach natrafiliśmy na korzenie wierzb.

Początkowo myśleliśmy, że małe pieńki wstawimy pomiędzy nie. Gdy doszliśmy do tego miejsca okazało się, że jesteśmy niemal powyżej nich. Jak do tego doszło? Czyżbyśmy nie wyznaczyli poziomu całego chodnika od schodów do furtki? – ktoś może spytać. Ano nie. Nie zapomnieliśmy o tym, ale po prostu nie potrzebowaliśmy tego. Ale o tym więcej za chwilę. Na razie wróćmy do korzeni.
Zawinęliśmy je w siatkę jutową, aby uniknąć uszkodzeń mechanicznych podczas układania ścieżki i by nie obsychały. Podsypaliśmy je piaskiem i ułożyliśmy na nich trochę niższe niż w innych miejscach pieńki. Ich znalezienie nie było problemem, bo drewna nie cięliśmy pod jeden wymiar, lecz by nie mieć odpadów. W tych miejscach nie wbijaliśmy mocno drewna w głąb, jedynie ustabilizowaliśmy je w piasku.

Ochrona korzeni drzew podczas prac budowlanych to w ogóle bardzo ciekawa sprawa. Kiedyś opowiemy o tym więcej, bo omijaliśmy je także przy kładzeniu rurki gazowej i przewodu doprowadzającego prąd. Naprawdę nie trzeba ich przerywać, podcinać czy przerywać.
Poprawki wysokości drewnianej ścieżki
Gdy już wiedzieliśmy, na jakiej wysokości będą pieńki w okolicach korzeni, poszaleliśmy. Uznaliśmy, że tuż za pierwszą przeszkodą jesteśmy trochę za wysoko i zdecydowaliśmy się na poprawki. Jak duże? Cóż, zobaczcie sami na poniższym zdjęciu.

Choć podczas prac używaliśmy poziomicy, od początku nie trzymaliśmy się linii prostych również w tym wymiarze. Ścieżka to opada, to unosi się bardzo delikatnie. Po minięciu korzeni dopracowaliśmy wysokość ścieżki na ostatnim odcinku.
Czy to „bujanie” da się czuć? Jeśli mowa o komforcie chodzenia, zdecydowanie nie. Nie potkniecie się o nic, nie przewrócicie. Pieńki względem siebie zostały wyrównane z dużą starannością. Na pewnych fragmentach nogi jednak mogą nieść Was jednak jakby trochę szybciej… My czujemy te fale, bo wiemy, z jakim zamysłem nasza drewniana ścieżka została zaprojektowana, ale pewnie nawet nie każdy to zauważy.
Prace wykończeniowe przy pieńkach
Gdy wszystkie pieńki znalazły się już na swoim miejscu, potrzebne było następne kilka taczek piasku do zasypania przestrzeni między nimi. Sypaliśmy więc, ubijaliśmy kijkami i paluchami, dosypywaliśmy.
Ukrycia w ziemi wymagały też boczne belki oraz ostatnia – na końcu ścieżki od strony furtki. Potem jeszcze miotła w ruch, by wszystkie niesforne ziarna piasku pozmiatać do ostatnich szczelin, jeszcze jedno malowanie pokostem lnianym…

…i drewniana ścieżka gotowa!

Niezmienna drewniana ścieżka na lata?
Drewno jest materiałem naturalnym, można dobrze zabezpieczyć nawet to, które będzie miało styczność z ziemią, można o drewniany chodnik dbać, ale warto uświadomić sobie, że nie zawsze będzie taki sam.
Inaczej będzie wyglądał pod dachem (na przykład w szklarni), gdzie nigdy nie pada i narażony jest na pył i zszarzenie, inaczej będzie prezentował się po deszczu, gdy intensywnie zaprezentuje wszystkie swoje barwy. Jeszcze inne kolory przyjmie w suchych okresach. Piasek spomiędzy pieńków zawsze trochę będzie się rozsypywał… Drewniana ścieżka będzie się zmieniać. Zabezpieczona pokostem lnianym będzie pewnie z czasem tracić kolor, co parę lat trzeba ją będzie konserwować. Ten czy tamten pieniek może zacząć nadgryzać czas. Ale dla nas nadal będzie piękna.
Tak wyglądała po kilku miesiącach:

Ciekawy artykuł? Polub Siedem wierzb na Facebooku lub dołącz do naszego newslettera. Dzięki temu na pewno nie przegapisz następnych wartościowych wpisów.
Super poradnik 🙂
Czym ubijaliście piasek?
My tylko tak amatorsko – nogami 😀
Kawał konkretnych informacji, przymierzam się do takiej ścieżki bo kocham drzewa i drewno więc bardzo wartościowa wiedza, szczególnie to co pod spód i na boki. Dzięki